się o pieniądze... Sąsiad jeden poczciwy dopomagał w tych staraniach, ale widocznie na nic się to nie zdało, bo Rudkę sprzedali, i my musiałyśmy się wynieść z rodzinnego gniazda... Oto i cała historya naszej niedoli. Jak pan widzi niedługa.
— I nie uratowałyście nic panie z całego majątku?
— Podobno nic!
— Mama zapewne mówiła pani...
— Mówiła, że jéj kilkaset rubli zostało i nadzieja spredaży kilku pamiątkowych klejnotów, które udało się ocalić przed argusowemi oczami komorników.
— I nic nadto?
— Powiedziałam panu...
— Okropne... okropne położenie! Cóż panie zamyślacie robić?
— Mama ciągle płacze, Helcia nie zdaje sobie dokładnéj sprawy z położenia...
— A pani?
— A ja, jak pan widzisz, jestem na drodze do Warszawy... jadę, szukać pracy i chleba.
— Ma pani przynajmniéj jaką nadzieję?
— W Bogu tylko...
— Czemże się pani zamierza trudnić? Jakiemu zawodowi poświęcić?
— Wzięłabym się chętnie do każdéj roboty, pracowałabym w kantorze, w sklepie — słowem
Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/31
Ta strona została uwierzytelniona.
— 23 —