się jednego roku powlókł na wędrówkę o wiośnie, tak nie powrócił już więcéj. Pewnie się zmarło dziadowi.
I starego Jojny także nie ma — także nie żyje. Ze wszystkich dawnych domowników Pustelni jeden tylko Szymon pozostał. Przygarbiony, ze zbielałemi zupełnie włosami; żali się, że go wszystkie kości bolą, ale pomimo tego chodzi koło gospodarstwa jak dawniéj.
Jaś na pięknego młodzieńca wyrasta, szkoły skończył, teraz za granicą się kształci na rolnika. Do domu rzadko przyjeżdża, ale skoro się pokaże w Pustelni, to mi jakoś raźniéj i weseléj się robi. Cieszę się moim jedynakiem... kocham go. O! Helenko, czemuż cię tu niema!?...
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Jasiu, synu mój, dziecko moje! Niezadługo z zapasem sił młodzieńczych i wiedzy przyjdziesz do tego ustronia i zaczniesz pracować na tych zagonach szarych, po których ongi pradziadowie twoi stąpali. Nie wątpię, że znajdziesz dobrą towarzyszkę życia... Daj Boże taką, jak była matka twoja. Bądź szczęśliwy!
Mój kres się zbliża, siły nikną — czas... czas! Gdy zaniknę oczy na zawsze, włożysz ciało moje do wielkiéj trumny dębowéj, która czeka na mnie od lat tylu i pochowasz pod kaplicą obok Helenki. Taka jest moja ostatnia wola. Sukcesyę, którą