zębów wstrzymuje ją od wygłoszenia kilku zdań, dotyczących trzeźwości pocztyliona i oryginalnego sposobu wykonywania obowiązków, do stanowiska jego przywiązanych.
Wkrótce oburzenie ustąpiło miejsca senności, nawet ów szlachcic siwiejący, czy siwy, otulił się futrem i przymknął powieki; może drzemał, a może téż rozmyślał o ciężkiéj sierocéj doli, o świeżo przebytych cierpieniach i nieszczęściach.
Panna Zofia drzemać nie mogła. Zawiele myśli cisnęło się do jéj pięknéj główki. Po raz pierwszy w życiu znalazła się sama jedna wśród obcych. Dotychczas otaczała ją miłość rodzicielska, tkliwość i opieka serdeczna — teraz zmieniło się wszystko, teraz sama stać się musi opiekunką, sama iść w świat szeroki. Los niesie ją niewiadomo dokąd, w przyszłość niepewną, nieokreśloną, a może pełną zawodów i goryczy.
Tak wiatr jesienny igra z listkiem, oderwanym od macierzyńskiego drzewa.
Myśli biednéj dziewczyny plączą się chaotycznie, tysiące pytań ciśnie się do główki, a serce bije trwożnie.
Przed nią świat, ale jaki świat! nie ten cichy, który przecież niedawno uśmiechał się do niéj, ale jakiś inny zupełnie, wielki, zimny, obojętny a nieznany...
Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/33
Ta strona została uwierzytelniona.
— 25 —