— Znowuż kot.
— Nie... dla czego kot? Kto jem u zabroni zrobić się kozłem?! Oj, nieszczęście moje! To także było wieczór, nawet późno już było, całkiem późno. Miesiąc także świecił. Wolałbym żeby nie świecił, bo możebym nie był widział, tego co widziałem. Ja szedłem od burmistrza. Zawołał mnie, jak zwyczajnie, kazał sobie zrobić piękną kamizelkę. Wziąłem miarę, pogadałem z burmistrzem i wracam. Musiałem wracać do domu. Tymczasem znowuż koło Gdali domu zobaczyłem! Niech on zginie! Stał z rogami, z brodą i całkiem czarny jak smoła...
— Kto stał?
— Pan się pyta! Wiadomo kto stał. Czarny kozioł!
— Wielka rzecz!
— Właśnie że wielka rzecz. W całém mieście był tylko jeden kozioł i to całkiem biały — więc zkąd się czarny wziął? Nie, proszę pana, to nie był zwyczajny kozioł — ale był znak, drugi znak, że w mieście nieszczęcie się stanie...
— Znak?
— Pewnie że znak. Ja znów narobiłem gwałtu. Znów chodziłem do naszéj starszyzny. Ale co ta nasza starszyzna warta! Oni tak dbają o miasto, jak i o ten piasek co na gościńcu leży. Aby sa-
Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/332
Ta strona została uwierzytelniona.
— 324 —