mi mieli pieniądze, to dla nich dość. Ja mówiłem, prosiłem, płakałem nawet!
— A oni?
— Oni śmieli się! Oni powiedzieli, że ten kozioł to był kozioł; że spał w takiém miejscu, na które sadze wysypują i przez to zrobił się czarny. Ja wiedziałem, że to nie prawda, ale co miałem robić? Czekałem trzeciego znaku.
— I był?
— A jakże. Nie wyszło dwa miesiące i już był.
— Jakiż?
— Był całkiem pfe! Ja panu nie powiem o tém dużo i nie powiem mało, powiem jedno słowo: Gdala furmana córka uciekła!
— To znak?
— To był bardzo brzydki znak... taka dziewczynka! zaręczona już była. Pfe! a z kim ona uciekła? Ze stolarza Dzięciołkowskiego synem... z katolikiem! i ożeniła się z nim. Pfe! Zrobił się wtedy gwałt. Starszyzna się zawstydziła — a ja mówiłem: a co? Oni powiedzieli: — nieszczęście! Berek miał racyę, już jest nieszczęście! Ja powiedziałem: — Nie! to jest tylko pfe! ale nie nieszczęście, to znak, to trzeci znak! Bo proszę pana, przed każdém nieszczęściem, to jak na licytacyi, do trzech razy jest krzyk, a potrzecim razie przybicie. Proszę pana, nie wyszło od tego czasu dwa miesiące — i zaraz się zaczęło...
Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/333
Ta strona została uwierzytelniona.
— 325 —