Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/343

Ta strona została uwierzytelniona.
— 335 —

na świecie? Mojżesz, przecież pan wié co robił Mojżesz?
— Wiem... ale teraz?
— I teraz także się praktykuje. Mógłbym panu dużo powiedziéć, ale lepiéj nie gadać — bo na co gadać, jak kto wiary nie daje.
— Przecież słucham.
— Aj panie dobrodzzieju! Cudów jest moc, codzień to się może zrobić cud i dużo się robi, choć my o tém nie wiemy, bo kto wszystko może wiedziéć? I to już jest cud, że Pan Bóg życie daje biednym ludziom, i to cud, że słońce koło ziemi chodzi... co pan chcesz to wszystko jest cud!
Berek umilkł.
Byliśmy już blizko Lublina. Wieże kilkunastu kościołów rysowały się na niebie. Bramy Krakowską i Jezuicką można było wyraźnie rozróżnić. Miasto rozrzucone na wzgórzu, wygląda bardzo malowniczo, a dokoła krajobraz piękny, szeroki. Srebrna wstęga Bystrzycy wije się wśród łąk, a gdzie rzucić okiem widać wioseczki białe, czyste, tulące się pod wzgórzami, lub téż rozsiane po wzgórzach.
Na drogach do miasta prowadzących ruch ciągły, turkoczą powozy, bryczki i wózki chłopskie. Lud dorodny, w burych sukmanach z samodziału, suto wyszywanych czerwonemi lub niebieskiemi sznurkami, zdradza dobrobyt i względną zamożność nawet.