Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/35

Ta strona została uwierzytelniona.
— 27 —

mownych oczach. Był to kuzyn jéj daleki, znali się od dziecka, bawili razem.
Towarzysz zabawy został narzeczonym i zaczęły się dla niéj najszczęśliwsze chwile. Kochająca i kochana, uśmiechała się do życia, do słońca, do kwiatów, ale to szczęście bardzo krótko trwało. Zaczęły się zbierać chmury czarne, potém nastała cisza złowroga, a daléj burza straszna, długotrwała.
I w téj zawierusze, w tych dniach ciężkich, które krwią i pożogą zapisały się w pamięci, ojciec utracił życie, brat przepadł bez śladu, a ten, który miał być jéj towarzyszem dozgonnym, rzucony został w świat daleki...
Oto i cała przeszłość dziewczęcia. Sama jedna, z żałobą w sercu i tęsknotą, idzie w świat, między obcych ludzi, aby z bijącém sercem, z nieśmiałością do ich drzwi kołatać i prosić o zatrudnienie, zarobek.
Straszną i długą wydaje jéj się ta noc w dyliżansie. Dokoła ciemność zupełna, co jakiś czas dyliżans zatrzymuje się, słychać tupot przyprowadzanych koni, głos pocztylionów, chrapliwy odgłos trąbki i znowu pocztowy wóz toczy się daléj.., w ciemność. Gdyby chociaż sen uspokoił ją choć na chwilę, ale nie, sen ucieka od nieszczęśliwych i cierpiących.
Nareszcie zaczyna szarzéć... Po przez chmury ciężkie przebija cokolwiek blady, bardzo blady pas