Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/356

Ta strona została uwierzytelniona.
— 348 —

poprostu, że to gałgan — a może i zbójca! Teraz miarkuje pan do czego idzie moja mowa?
— Niebardzo.
— Ha! przecież idzie do góry! Dla czego nie miał kirkut być koło kościoła, albo kościół koło kirkuta? Były oba na tym wzgórku; żydzi chowali swoich nieboszczyków, chodzili płakać na groby, chodzili modlić się, jak się godzi, jak trzeba podług starego zakonu. Po naszemu należy się modlić za umarłych, a zasługi, które umarli mają przed Panem Bogiem dużo znaczą dla tych żydów, co żyją na świecie. Żywe i umarłe żydy mają między sobą kompanię, i jedni drugim są pomocni. Więc ja powiadam, że było wszystko dobrze, git, całkiem git; żydy sobie, katoliki sobie, jedni drugim wcale nie przeszkadzali. Czasem tylko robiły się kwestye.
— Jakie kwestye?
— Może nie tak kwestye — jak poprostu nieprzyjemność. Widzisz pan, w każdym kościele są dzwony. Rano dzwonią, wieczór dzwonią, a jak święto jest to nawet bardzo dzwonią... więc jak w kościele dzwonili, a na kirkucie akurat wtedy żyda chowali — to była nieprzyjemność dla żydów, nawet powiem prawdę — było całe zmartwienie...
— Dla czego?
— Byłoby o tém dużo gadać... i nie wiem nawet czyby pan to dobrze zrozumiał. Różnie jest. Pan myślisz, że umarły nie ma cierpienia? Umarły ma