Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/37

Ta strona została uwierzytelniona.
— 29 —

cia pewnéj trwogi!... to całkiem naturalne, lecz trzeba panować nad sobą, dodawać sobie odwagi, a co najważniejsze, nadziei nie tracić.
Zosia westchnęła.
— Ma pani kogo z blizkich w Warszawie? — zapytał.
— Jest tam jedna nasza kuzynka, staruszka, emerytka. Niedawno pisała do mamy i zapraszała mnie bardzo gościnnie. Ma na Starem mieście dwa pokoiki. U niéj chwilowo zamieszkam, dopóki sobie obowiązku nie znajdę.
— Pytałem dla tego, że ja w Warszawie mam siostrę, któraby panią z całą serdecznością przyjęła, a może nawet i dopomogła w wynalezieniu miejsca. Zna ona wybornie Warszawę, gdyż mieszka tam od lat kilkunastu, przytém jest bardzo energiczna i obrotna, więc mogłaby być dla pami doskonałą przewodniczką.
— Serdecznie panu dziękuję, ale planu zmienić nie mogę. Tak już umówiłyśmy się z mamą i muszę tego się trzymać. Ciocia wié, że ja dziś przyjadę i zapewne oczekiwać mnie będzie na poczcie.
— Nie narzucam mojéj rady, ale sądzę, że nie zaszkodzi gdy się pani z moją siostrą pozna. Dobra to bardzo i poczciwa kobieta. Znajomość z nią wyszłaby pani tém bardziéj na dobre, że siostra moja sama na siebie pracuje.
— Niezamężna?