Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/377

Ta strona została uwierzytelniona.
— 369 —

W téj chwili przygasłe oczy zapaliły się i mignęły straszną błyskawicą gniewu.
I znów ten przeraźliwy, rozdzierający serce krzyk:
— Nie odchodź!...
Wojciechowa nadbiegła i wzięła nieszczęśliwą za rękę, wyrzekła magiczne „jestem“ i w téj chwili stan poprzedniéj apatyi powrócił.
Wyszliśmy...
Nieodzywałem się wcale. Widziałem wciąż przed sobą te niebieskie oczy przygasłe, w których jedna myśl jakaś pioruny umiała zapalać; w uszach brzmiało mi ciągłe przerażające:
— Nie odchodź...
W milczeniu powróciliśmy do mieszkania doktora.
Stary zdjął płaszcz, złożył go bardzo starannie i schował do szafy; przetarł okulary chustką i zapaliwszy cygaro, zapytał:
— No, i cóż moja pacyentka? Jakże ci się podoba?
— Nieszczęśliwa!
— Mój kochany, ściśle biorąc, to dyabli wiedzą co jest szczęście i kto jest szczęśliwy na świecie? Ona bo widzisz...
— Obłąkana jest — przerwałem — i już przez to jedno pozbawiona warunków szczęścia na ziemi...
Doktór się uśmiechnął.