— Zostały dzieci?
— Jedna tylko córka... Ta była dla matki szęściem, skarbem, celem życia, światem całym... Wszystko co miała w duszy matka kochająca, starała się w córkę przelać, chciała w niéj widziéć wcieloną cnotę, pragnęła, aby jéj własne wierzenia, przekonania, ideały, jak droga spuścizna rodzinna, przeszły na dziecko. Niezbadane jest serce ludzkie, niezbadane...
— Zamąż powtórnie nie wyszła?
— Ani słyszéć nie chciała, choć trafiali się ludzie dobrzy i zacni. Ona żyła dla córki. Kupiła oto ten dworek, któryś widział, kapitalik złożyła do banku i miała dość na życie i na kształcenie córki... Tak szło wszystko spokojnie, póki dziewczyna nie dorosła... Miasteczko nasze leży blizko granicy, trakt duży przez nie przechodzi, więc téż mnóztwo obcych ludzi włóczy się tutaj; otóż przywlókł się za innymi jakiś niemiec, wojskowy podobno, i tu się osiedlił czasowo... Zaczął bywać, panna mu się podobała... i romans! Matka nie wiedziała o niczém, bywali młodzi ludzie, bywał i ten, trudno było drzwi przed nim zamykać... Zresztą téj nieszczęśliwéj na myśl nawet nie przyszło, żeby jéj córka chciała porzucić kraj, matkę, kąt rodzinny i pójść z obcym człowiekiem gdzieś nad Ren, czy nad Bałtyk, a jednak...
— Poszła?
Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/380
Ta strona została uwierzytelniona.
— 372 —