— Tak panie, trzymać się będę instrukcyj, jakie od mamy dostałam. Zajadę wprost do babci, bo my tę kuzynkę babcią nazywamy i zaraz rozpocznę starania.
Rozległ się dźwięk trąbki pocztowéj. Podróżni ruszyli się z miejsc i po kilku minutach omnibus potoczył się daléj ku Warszawie. Podróż w dzień nie wydawała się już Zosi tak przykrą i straszną. Zajmowała ją rozmowa podróżnych, zajmowały widoki okolic i czas uchodził szybko, niepostrzeżenie prawie.
Już było dobrze szaro, kiedy omnibus zaczął się toczyć po nierównym bruku Grochowa.
W oknach licznych domków płonęły światła, z kominów fabrycznych wylatywały iskry. Im daléj, tém dymy gęstsze, świateł więcéj. Omnibus przejechał przez Pragę, przez most pontonowy i powoli wtaczał się pod górę.
Otóż i Warszawa, pierwszy etap wędrówki sierocéj!
Zosia patrzyła z trwogą na to miasto wielkie, na ludzi biegnących szybko po ślizkich, kamiennych chodnikach. Czy wśród tego tłumu znajdzie się kto, co jéj niedolę odczuje i możność do pracowania na kawałek chleba poda?... A prawda, przecież jest babcia!...
Omnibus wjeżdża w dziedziniec pocztowy, gromada dorożkarzy ofiaruje przyjezdnym swe usługi,
Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/42
Ta strona została uwierzytelniona.
— 34 —