deklinacye łacińskie; w drugim jego matka nakrywała stół do herbaty.
Była to osoba w średnim wieku, ale jeszcze bardzo przystojna. Brunetka o dość regularnych rysach, wysoka, w ruchach i wyrazie twarzy, w spojrzeniu zdradzała stanowczość i energię. Téj właśnie energi i stanowczości zawdzięczała swoje obecne, niezależne położenie materyalne.
— Leoś! — zawołała na chłopczyka — poproś panny Felicyi na herbatę i sam złóż książki i chodź.
Chłopczyk pobiegł, a jednocześnie ktoś zadwonił.
Sama gospodyni pospieszyła otworzyć. Gościem jéj był brat, a towarzysz podróży panny Zofii.
— Przepraszam cię, moja Władziu — rzekł, podając jéj rękę — żem się spóźnił, ale tyle mam różnych interesów do załatwienia. Trzy dni jestem w Warszawie i jeszcze nie koniec. Elżbietka mi wypisała całą litanię sprawunków.
— Ach! Elżbietka... ona zawsze ma tysiące poleceń, ale nie nudź, chodź, samowar już gotów.
— Wujcio! — zawołał chłopczyk radośnie, rzucając się szlachcicowi na szyję.
— Mam tu coś dla ciebie.
— O! niech wujcio pokaże!
— Późniéj, późniéj, jest tu coś bardzo ładnego.
— Psujesz mi chłopca, mój bracie — rzekła pani Władysława — nie jest on przyzwyczajony do zabawek.
Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/46
Ta strona została uwierzytelniona.
— 38 —