— Jaka to szkoda — rzekła — że nie dałeś jéj mego adresu. Wyobrażam sobie kłopot téj biedaczki. Cóż zrobiła, do kogo się udała? Musimy się dowiedziéć przecie.
Do sieni wbiegła jakaś otyła jejmość, usłyszawszy kilka słów rozmowy, zatrzymała się.
— A co! — zawołała tryumfująco — ja wiedziałam, że ktoś będzie téj panienki szukał. Co porządne, to zaraz można poznać z pierwszego wejrzenia. Ja wiem to dobrze, ja się znam, bo ja nie dzisiejsza przecie!
— Pani może powiedzieć nam co o téj osobie? — spytała pani Władysława.
— Ma się rozumieć, że mogę, ale przecież nie w sieni. Proszę państwa do stancyi, wszystko rozpowiem — juściż nie będę państwa tu trzymała. Jaka stancya jest, taka jest, ale zawsze stancya. To tu, proszę państwa, obok, w drugim domu. Drogo, drogo, proszę państwa, gospodarz drze, że niech Matka Boska broni, ale co robić, juści trudno na bruku siedzieć, jeszcze z maglami! Bo, proszę pani, ja magle mam, dwa porządne magle, zaraz państwo zobaczą. Na dole moja stancya, bo według magli wysoko mieszkać nie można, a po drugie tera, proszę państwa, sługi to wielkie panie! którejby się chciało z tobołem bielizny po schodach chodzić? Oto tu! — rzekła, otwierając drzwi — proszę, proszę,
Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/51
Ta strona została uwierzytelniona.
— 43 —