Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/55

Ta strona została uwierzytelniona.
— 47 —

mam zamężną córkę i ta mnie musi słuchać, a panienka jest, za pozwoleniem, dzieciak — a skorom panienkę tu wzięła, to moje psie prawo uczciwie panienki dopilnować. A może, powiadam, panienka się tego łóżka brzydzi, proszę zobaczyć, jak czyściutko powleczone. Zaraz posłałam porządnie i powiadam: nie stroić grymasów, tylko się kłaść! Nawet przytupnęłam nogą... No, jakoś posłuchała. Ja téż zaraz duchem samowarek nastawiłam i trzy pacierze nie wyszło, jak dałam jéj herbaty i nawet kapeńkę araku dolałam, bo to do zimna wypędzenia jedyne... Ona nic już nie odzywała się, ale uważałam, że spogląda na mnie dobrze. Zaraz téż usnęła. Ja téż jeszcze kręciłam się po stancyi, patrzę, a moja panna takich kolorów dostała aż miło. No, myślę sobie, Bogu dzięki, nie będzie jéj nic.
— Wierzę, że usnęła dobrze — wtrącił pan Józef — po takiéj długiéj i utrudzającéj podróży.
— A tak! panie, a przytém takie młode stworzenie to śpi, jak na urząd, ja téż zrobiłam sobie w kącie posłanie i układłam się. Raniutko, jak tylko zadzwonili u Fary, wstałam, zaświeciłam lampkę, patrzę, moja sierotka otwiera oczy, przebudziła się zdrowa, śmiejąca nawet i dopieroż: a „Bóg zazapłać!“ — powiada — a „czém ja pani odpłacę...“ — przysiadłam koło łóżka i pytam dopiero: jak? co? zkąd panienka jest? gdzie się chce udać? Oj Boże, Boże, wypowiedziała mi nieboga wszystko, o swojéj nie-