Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/57

Ta strona została uwierzytelniona.
— 49 —

łam, ale mam znajomą sklepikarkę na Zapiecku, bardzo przebiegła kobieta, śpekulantna i codzień „Kuryera“ czyta. Poszłam zaraz do niéj, powiadam co jest, a ona mi z miejsca powiada: tu kantor, tu kantor, ale każe iść na Krakowskie Przedmieście, bo tam podobno największy. Mnie sług do magla nalazło dość, nie mogłam z panienką sama iść, ale kazałam stróżowemu chłopcu, żeby zaprowadził i przyprowadził, bo w Warszawie gorzéj niż w lesie, dla takiego, co miasta nie zna. Poszła. Może za godzinę wraca wesoła, cieszy się, powiada: „moja złota pani Pętlicka, bo mnie Pętlicka na przezwisko, a po mężu Wincentowa, moja pani Pętlicka, Pan Bóg nas wysłuchał, mam miejsce!
— Odrazu?
— Odrazu, powiadam państwu, godzinki nie zabawiło. Powiada: „mam miejsce za gubernantkę do dwojga dzieci, na wieś. W kantorze mówili, że państwo bardzo bogate i znaczne“.
— Tu w Warszawie?...
— Żeby w Warszawie, tobym choć kiedy niekiedy zobaczyła tę panienkę, bo przyznam się państwu tak mi oto do niéj serce przylgnęło, jak do rodzonego dziecka, otęsknić się nie mogę. Chciałam namawiać, żeby pozostała, że może się jeszcze co trafi, ale nie wypadało nastawać, możeby późniéj żal miała. Podrugie i nie posłuchałaby pewnie, bo zaraz tego samego dnia pojechała, choć bardzo pro-