— Więc pani nie wiadomo dokładnie dokąd pojechała?
— Mówiła jak się owa wieś zowie, ale co prawda już przepomniałam.
— Szkoda...
— E nie, poczekawszy z tydzień będę wiedziała.
— Zkąd?
— Obiecała, że do mnie napisze.
— Czyby pani nie była tak grzeczna po otrzymaniu listu...
— Dać państwu znać? Dlaczego nie!
— Do téj pani, do mojéj siostry — rzekł Kamiński i wymienił adres.
— Owszem, proszę pana z największą chęcią, zaraz, abym tylko odebrała.
— Dziękujemy pani bardzo za objaśnienie, bardzo dziękujemy!
— Nie ma za co... Niech Pan Bóg prowadzi... poświecę państwu, bo tu u nas w sieni ciemno, jak w piwnicy. Niby się to tli jakiś knotek, ale Boże zmiłuj się, nasz gospodarz to tylko do komornego podnoszenia pierwszy, ale żeby choć piec wylepić, goździk w ścianę wbić!... Dobranoc państwu!... Ostrożnie po schodkach. Ja powiadam zawsze, że dopiéro jak on sam nogę złamie, to każe te schodki zreperować... Dobranoc!
Pani Władysława z bratem wsiadła w dorożkę i po upływie kwadransa oboje siedzieli przy stole
Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/59
Ta strona została uwierzytelniona.
— 51 —