syna odchowanego i dam sobie radę na świecie, ty zaś z dwojgiem małych dzieci nie możesz się obejść bez pomocy kobiecéj.
— Przecież Elżbietka!...
— Czyż tobie się zdaje, że ona potrafi dzieci wychować? Nie mój kochany, pod tym względem mylisz się. Nie zapieraj, że owa Zosia ci się podobała, bo ja to widzę. Nie mów mi również o tém, że nie ożeniłbyś się przez pamięć o pierwszéj żonie. Wiem o tém, żeś ją kochał, to prawda, ale nie ma jéj już. Czas zaciera bolesne rany w sercu, a ty przecież jesteś jeszcze młody.
— I siwy!
— Do twarzy ci z tą siwizną, mój Józiu... Zresztą, o co się spierać. Nie ożenisz się dziś, to się ożenisz za rok. To nie uchybi pamięci zmarłéj. Bardziéj uchybiałoby gdybyś żył Bóg wie jak i może wszedł na złe drogi, zaniedbał dzieci. Takie jest przynajmniéj moje przekonanie. Mógłby kto zarzucić Zosi, że jest biedna, ale ty biedny nie jesteś i możesz pracować. Panienka z zacnéj rodziny, z dobremi zasadami, mogłaby być dla ciebie bardzo odpowiednią towarzyszką życia — naturalnie gdybyś ją, poznawszy bliżéj, pokochał.
Pan Józef nie przerywał, siostra mówiła daléj:
— Otóż dla tego chciałam wziąć Zosię do siebie. Przez jakiś rok, lub dłużéj, nauczyłaby się pożytecznego zatrudnienia, a ta umiejętność kobiecie
Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/61
Ta strona została uwierzytelniona.
— 53 —