— Słyszałem.
— I cóż?
— A no, nie źle... wcale nie źle — odrzekł wahając się — nie wiem jak ty uważasz...
— Ja uważam, że gra świetnie. To, proszę, cię, artystka! Była onieśmielona, ale jakie dotknięcie, jaka biegłość.
— Istotnie masz słuszność Andziu, żem téż tego odrazu nie zauważył... to szczególne!
— Dziś po obiedzie poproszę ją, żeby co zagrała, przekonasz się.
— Skoro tak powiadasz, to już jestem przekonany, ale posłucham, posłucham z przyjemnością.
— Dzieci bardzo ją pokochały.
— I to dobrze.
— Powiadam ci, że odrazu przylgnęły do niéj jak przylepki, jakoś umiała się im podobać.
— Z tego uważam, że jesteś zadowolona z panny Zofii, Andziu, a skoro ty jesteś zadowolona...
— No tak, dla mnie ma ona jeszcze dwie ważne zalety, przedewszystkiem jest dopiéro w pierwszym obowiązku.
— A cóż to znaczy?
— Bardzo wiele. Grymasów nie ma, poprzestanie na tém, co jéj dadzą i jest zadowolona.
Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/69
Ta strona została uwierzytelniona.
— 61 —