stołu, chociaż część korespondencyi załatwić. Niewiele miała do pisania, tylko trzy listy, a właściwie dwa, gdyż trzeci do poczciwéj Pętlickiéj w rachuchunek nie wchodził i był już napisany. Zosia, wywiązując się z przyrzeczenia, danego swéj przygodnéj opiekunce, doniosła jéj, że zajechała na miejsce zdrowo i że jest z posady zadowolona. Doniosła poczciwéj babinie, że ją ma zawsze w pamięci, i że przy pierwszéj bytności w Warszawie, nie omieszka jéj odwiedzić.
Inna rzecz z listem do matki, do téj dobréj, strapionéj i cierpiącéj...
W tém piśmie chciałaby Zosia wypowiedziéć wszystko, zdać sprawę z każdego dnia, z każdéj godziny niemal. Wyspowiadać się ze swéj tęsknoty do najbliższych i najdroższych sercu, ze wszystkich myśli swoich, rojeń i marzeń. Pragnęłaby opisać najbardziéj szczegółowo ludzi, wśród których się znajduje, dzieci, które uczy, zwyczaje domu, w którym przebywa.
Wie ona, że gdyby mogła jakim cudem znaléść się na chwilę przynajmniéj z matką, to pytaniom nie byłoby końca, najmniejszy szczegół pobytu wśród obcych musiałby być opowiedziany.
Siadła przy stoliku i puściła drobną rączkę po papierze. Szeregi małych, zgrabnych literek, niby dwa sznureczki równe, snują się z pod jéj paluszków.
Już zapisała kartkę jedną, drugą i trzecią, już arkusik się skończył, a tu jeszcze tyle do powiedze-
Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/71
Ta strona została uwierzytelniona.
— 63 —