Dziś miał on właśnie przyjechać. Cóż więc dziwnego, że baronówna tak długo siedziała przy toalecie? Układała najmisterniéj swoje grube, ognistéj barwy warkocze, podkreślała oczy, posypywała twarz leciuchną warstwą pudru. Chciała być piękną i cel ten osiągnęła — a gdy weszła do salonu w czarnéj sukni, uwydatniającéj jéj kształtną figurę, pani Leonowa spojrzawszy na nią, zawołała:
— Jakaś ty dziś ładna, moja Franiu! Nieprawdaż mężu?
Pan mąż spojrzał, pomyślał chwilkę i rzekł:
— Siostra zawsze jest piękna, dziś wszakże... przewyższyła samą siebie.
Na twarzy baronównéj ukazał się lekki rumieniec zadowolenia.
Goście zaczęli się zjeżdżać wieczorem. Przy oświetleniu sztuczném panna Franciszka wyglądała jeszcze lepiéj. Była téż wesoła i ożywiona. Rozmawiała z nim prawie ciągle, niewiele zważając na resztę towarzystwa.
Zosi nie było w salonie. Wolała siedziéć w swoim pokoiku i nie widziéć obcych twarzy, zupełnie obojętnych dla niéj, lecz pani Anna, któréj szło o popisanie się muzykalnością nauczycielki swych córek, poprosiła ją, aby przyszła do towarzystwa.
Gdy ukazała się w salonie, ze spuszczonemi oczyma, onieśmielona nieco na widok liczniejszego
Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/78
Ta strona została uwierzytelniona.
— 70 —