zebrania, ten, z którym panna Franciszka rozmawiała z takiém ożywieniem, zerwał się nagle z krzesła:
— Czy mnie wzrok myli?... proszę pani, kto jest ta młoda osoba? — zapytał.
— Która? Ach ta panienka co weszła w téj chwili?
— Tak!
— Jest to nauczycielka dzieci Leonów. Mówiono mi jéj nazwisko, lecz wyszło mi już z pamięci... imię jéj podobno Zofia.
Pan Józef Kamiński, gdyż on to właśnie był, nie słuchał dalszych objaśnień. Szybkim krokiem zbliżył się do Zosi, ujął jéj drobne rączki i z niezmierném zajęciem zarzucał ją gradem pytań.
— Państwo się znacie? — zapytała zdumiona pani Leonowa.
— Ależ znamy się doskonale, od czasu kiedy panna Zofia była jeszcze dzieckiem.
Prawie przez cały wieczór pan Józef z Zosią rozmawiał i bardzo wymownie opowiedział towarzystwu nieszczęścia, jakie jedne po drugich rodzinę jéj dotykały, mówił o ojcu, o bracie jéj, tak, że uwaga wszystkich gości zwróconą została na skromną, cichą nauczycielkę, któréj obecności w innym razie możeby nawet nie zauważono w salonie.
Panna Franciszka zbladła. Przeczuwając w Zosi niebezpieczną rywalkę, rzucała na nią coraz wej-
Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/79
Ta strona została uwierzytelniona.
— 71 —