między małżeństwo, zrywa związki rodzinne, rujnuje majątek...
— Dość już, proszę cię, dość! moja Franiu wszystko, co powiedziałaś, nie może się stosować do naszéj nauczycielki.
— Chciałabym, żeby mogła słyszéć twoje słowa... służyłyby one jéj za wielki komplement, nie w tém znaczeniu, w jakiém sądzisz... nie! ale przekonałaby się, że jest skończoną artystką w sztuce udawania.
— Franiu!
— Owszem, moja Andziu, wierz jéj, ufaj, łudź się skromném jéj spojrzeniem i minką pensyonarki, która tylko opuściła mury klasztorne... łudź się, łudź, a może prędzéj, niż sądzisz ujrzysz u jéj stóp kogoś, co...
— Kogo? mów, proszę cię, otwarcie, bez zagadek i bez domyślników!... Czyś co widziała, dostrzegła?
— Cóżbym mogła dostrzedz? — odrzekła, naśladując głos siostry — przecież to jeszcze dziecko niewinne, aniołek, jeżeli zaś mąż twój...
— Co! co!?
— Nic... alboż nie można patrzyć na aniołki? patrzyć i zachwycać się niemi? Co piękne, to piękne, a mężczyźni miewają podobno szczególne zamiłowanie do estetyki... Wszak prawda, kochana
Strona:Klemens Junosza - Obrazki szare.djvu/87
Ta strona została uwierzytelniona.
— 79 —