godzinami całemi przesiadywać nad lekcyą. Ona nas bardzo kocha.
— Zkądże więc tyle umiecie?
— O mamusiu! panna Zofia nam opowiada. Ach! jak ona ślicznie opowiada, żeby mamusia choć raz chciała posłuchać!... Gdy jesteśmy na spacerze, albo podczas niepogody, to w pokoju, o szaréj godzinie, usiądziemy sobie i ona mówi. Mówi o różnych królach, wielkich ludziach, wojnach, a tak zajmująco, tak ślicznie, jakby kto z książki czytał. Potém każe nam powtarzać, pyta czy spamiętałyśmy dobrze, ale ktoby takiego opowiadania nie pamiętał! My bardzo lubimy te opowiadania, ale jeszcze bardziéj wiersze. Czasem czyta z książki, a więcéj mówi z pamięci, jak śliczna Zosia kurki karmiła, jak Telimena zbierała grzyby, jak regent[1] ciągle się kłócił z assesorem o psy! tacy śmieszni! i jak pan Wojski trąbił na wielkim rogu i przestał trąbić, a w lesie jeszcze echo grało... jak stary żyd Jankiel z siwą brodą grał na cymbałach i w tém graniu była cała historya. Ach! mamusiu kochana, jeszcze nigdy a nigdy w życiu nie słyszałyśmy takich pięknych wierszy. Jest ich cała książka, a panna Zofia prawie wszystko umie na pamięć, ale zobaczy mamusia, że nie długo i my także będziemy umiały. Dla ojca na imieniny przygotujemy wielką niespodziankę.
— Moje dzieci — spytała pani Leonowa —
- ↑ Zamiast regenta winien być rejent; jest to błąd w druku lub celowo przez autora wprowadzona do opowiadania dzieci pomyłka.