Strona:Klemens Junosza - Obrazki z natury - W powodzi kwiatów, Gdy konwalje.djvu/24

Ta strona została uwierzytelniona.

bywało w mieszkaniu, tym mniej dziesiątek delikatne żydówki rzucały do puszki od tytuniu. Tymczasem mamy i ciocie rozrywały uprzejmego lekarza, musiał bywać na herbatkach cichych i proszonych, siedzących i tańcujących, nazywano go kochanym doktorkiem, doktoreczkiem, przezacnym, zacnym, nieoszacowanym, — panienki wzdychały do niego, a mamy obliczały fundusze na wyprawę.
Pewnego pięknego wieczoru, wśród inteligientnej ludności cichego X. nad X. zaczęły krążyć jakieś głuche wieści. Szeptano sobie na ucho, opowiadano to i owo, lecz nikt baśniom wierzyć nie chciał. Panny szczególniej, jako młode i idealne, a więc do złudzeń skłonne istoty, słuchać nawet nie chciały tego, co miasteczkowa fama głosiła — i zajęły stanowisko wyczekujące; mamy zwiesiły nosy na kwintę, a ojcowie machnęli ręką z rezygnacją, właściwą mężom, których lada wiatr przeciwny nie łamie.
Jedna tylko pani burmistrzowa nie poprzestała na głuchych wieściach; trzeba