ła pensją u Sakramentek, a dziś zostałaby chętnie kanoniczką, gdyby kanonikom wolno było mieć żony.
Michaś stał jak na rozzażonych węglach.
— Teraz kiedy je znasz, staraj się o ich względy i... wybieraj.
Podobny zwrot był dla Michasia ciosem stanowczym.
— Ja sądziłem, rzekł...
— Pozwól pan, że go wyprowadzę z błędu, rzekła złośliwie pani senatorowa... żal mi pana, iż źle trafiłeś, gdyż te dwie wykrochmalone panienki, za któremi się pan uganiasz, są to córki szewca, który mieszka na drugiej stronie.
To mówiąc, ukłoniła mu się z ironją.
— O piekło! piekło! wrzasnął Michaś i bez pożegnania wybiegł na korytarz...
A gdy już był na schodach spostrzegł jak z za uchylonych drzwi z przeciwka, wyjrzały dwie różowe twarzyczki o czarujących oczach.
Śmiały się jak warjatki, wyglądając z po za drzwi uchylonych, na których był przybity profil ogromnego buta z papieru od cukru.
· | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · | · |
Michaś nie wychodził przez trzy dni ze swej stancji, i nie mógł widzieć jak pan Inocenty, emeryt, przywdział frak granatowy na ślub Marynki z dzielnym chłopcem, pracownikiem z warsztatów kolejowych.