dnać sobie otwarty kredyt w magazynie garderoby męzkiej „pod płaczącym kotem“.
Michaś był wysokim dygnitarzem, a stałem jego zajęciem, oprócz zbijania bąków, było referowanie na czysto przy stoliku biurowym. Temu ostatniemu zajęciu poświęcał Michaś cztery godziny na dobę, wyłączając niedzielę i święta uroczyste.
Administracja kraju traktowała Michasia jak zwykłego śmiertelnika, udzielając mu jako wynagrodzenie za ciężką pracę i liczne omyłki ortograficzne rs. 13 kop. 50 miesięcznie, ze stosownem potrąceniem składki emerytalnej. Było to wynagrodzenie bardzo liche, gdyż po ścisłem obrachunku wypadło zaledwie 6¾ kopiejki za godzinę pracy Michasia, lub po ½ kopiejki za omyłkę i arkusz zepsutego papieru.
I bądźże tu genjuszem!
Lecz Michaś chociaż z pozoru wiotki jak trzcina nie uginał się łatwo pod brzemieniem przeciwności; owszem, stawiał on czoło srogim wichrom losu, jak dąb przeciw wściekłym uraganom. Miał wiecznie uśmiech na ustach i papierosa w ustach, i można było ręczyć, że nie miał innych ciężarów na głowie oprócz pilśniowego kapelusza i elegancko ułożonej fryzury.
Co się zaś tyczy tego co Michaś miał w głowie, o tem my wiedzieć nie możemy, gdyż nie kończyliśmy wydziału medycznego w żadnym z uniwersytetów krajowych i zagranicznych i nie posiadamy dość wiadomości z anatomji — nikt nam jednak nie zabroni hypotetycznie przypuszczać, że nie znajdowało się tam nic szczególnie godnego uwagi.
Ale Michaś był dzieckiem szczęścia i wierzył w swą gwiazdę.
A pod znakiem panny przyszedł na świat ten szczęśliwy śmiertelnik. Wiedział o tem i nie wątpił że panna przyniesie mu szczęście i zaszczyty, że pannie będzie zawdzięczał codzienne spożywanie obiadu, oraz reparacje i rekonstrukcje efektów swojej toalety.
Wiedział o tem i miał szczęście do kobiet, gdyż był człowiekiem co się nazywa wdzięcznym.
Jasnobląd włosy pięknie wyglądały przy lśniącym czarnym kapeluszu, oczy koloru berlińskiego lazurku rzucały iskry przez binokle z cristale de roche, a główka na cieniutkiej szyjce obracała się w szerokim kołnierzyku jak serce w dzwonie przewróconym do góry, lub łodyga z makówką umieszczona w szklance.
Nóżki Michasia utkwione w wielkie trąby kortowe unosiły korpus zawinięty w elegancką żakietkę, a prawica w rękawiczce koloru zielonej żaby trzymała laskę zdatną do wszelkich użytków oprócz do podpierania się i obrony.
Strona:Klemens Junosza - Omyłka.djvu/3
Ta strona została uwierzytelniona.