Takim był Michaś i takim dał się poznać obywatelkom IV cyrkułu. Nikt się nie dziwił, że Michaś miał się za porządnego człowieka, był on nawet więcej niż porządnym — był eleganckim.
Chociaż Michaś wielu rzeczy nie wiedział, jednak to mu nie było obcem według zdania pewnego indyjskiego filozofa, że człowiek składa się z siebie samego, ze swojej żony i swojego syna. Inaczej, człowiek nie jest człowiekiem, nie powącha nigdy wonnej lilji wyrastającej z żołądka wielkiego Brahmy, ani też nie wejdzie do nadziemskiej obory, w której na jedwabnej słomie spoczywają czerwone krowy Wisznu.
Michaś nie czytał wprawdzie nigdy logiki Milla, ale pojmował dobrze, że lepiej poznać zapach wonnej lilji aniżeli go nie znać, a tem samem, że lepiej się ożenić aniżeli żyć samotnie. Czuł on przytem osobliwszy pociąg do tej miłej kombinacji uczuć i kapitałów — widział we śnie wyborny rosół i słoneczne uśmiechy towarzyszki życia i marzył o rodzinnem gniazdku i niewinnych zatargach z kantorem służących, o cieple uczuć rodzinnych i drożyznie materjałów opałowych.
Dla czego tak marzył — nie wiem, ale nikt mu tego nie mógł zabronić, gdyż tak niewinne zajęcie jak marzenie nie jest wzbronione przepisami policyjnemi.
Naprzeciwko kamienicy, której gospodarz miał pewne nieporozumienie finansowe z Michasiem, ex re barbarzyńskiego zwyczaju pobierania opłaty komornego, stał miluchny domeczek, w którego oknach widziano firanki prześlicznej białości, kwiatki cudownej zieleni i kanarka zachwycająco żółtego.
Tych godnych uwagi okien było dwa, a oprócz kwiatów, firanek i kanarka, widziano w nich jeszcze dwie głowy.
Jedna z nich wspaniale łysa, uśmiechnięta i z nosem różowym wyglądała jak gdyby wycięta z płótna Van-Dycka, druga zaś świeża, cudownie zarysowana, złotemi jedwabnemi włosy przypominała aniołka z obrazu Rafaela.
Gdybym był ogrodnikiem, powiedziałbym, że te dwie głowy, to dojrzały melon i nierozwinięty pączek róży, ponieważ zaś trudnię się przemysłem innego rodzaju, przeto powiem po prostu, że były to głowy starca i dziewczyny.
Starzec należał do tej klassy ludzi, którzy wysłużywszy czterdzieści lat przy zielonym stoliku, dostają czerwoną książeczkę i kupują sobie gutaperczaną poduszkę w formacie olbrzymiego obwarzanka. Dziewczyna zaś nie zażywała tabaki i nie miała czasu wysłużyć sobie pensji, gdyż była jeszcze zbyt młoda.
Chodziła do kościoła regularnie jak zegarek, śpiewała cienko jak słowik, pielęgnowała kanarka jak rodzona matka, i robiła owe
Strona:Klemens Junosza - Omyłka.djvu/4
Ta strona została uwierzytelniona.