odstępny za dwoma siostrami, dotąd chodził za niemi, aż wreszcie wypatrzył szczęśliwą kamienicę, w której raczyły mieszkać te fertyczne i miłe osóbki.
Szczęście chciało, że na bramie tejże kamienicy wywieszoną była karta z napisem „Rużne lokale do wynajencia zaras i ot kfartału“, i że pomiędzy temi rużnemi lokalami znalazł się w oficynie pokoik dość szczupły jako mieszkanie, ale aż nadto obszerny jako skład Michasiowych ruchomości, składających się z cybucha, żelaznego łóżeczka i angielskiej gitary bez strun.
Michaś porozumiał się z panem rządcą i już na drugi dzień stał się sąsiadem zachwycających sąsiadek.
Był szczęśliwy.
Dni schodziły mu na obserwacjach — widział jak wchodziły, jak wychodziły, mógł włóczyć się za niemi po ulicach, oddychać tem samem co one powietrzem. Tak — Michaś kochał jedną z tych brunetek.
Nie umiał jednak dokładnie zdać sobie sprawy z tego, która właściwie jest wyłącznym jego marzeń przedmiotem, ale kochał miłością platoniczną, jak Abelard Heloizę. Cóż dziwnego, że Michaś pragnął się dowiedzieć kto są te dwie siostrzyczki. Widywał je jak wchodziły na schody, a nieraz z okna na pierwszem piętrze pokazywały ładne swoje buziaki. Gdyby Michaś zwracał więcej uwagi na wszystkich lokatorów tego domu, musiałby zauważyć również w oknach pierwszego piętra dwie dobrze zwiędłe piękności, nie kwitnące, ale raczej okwitłe, i nie tak powabne jak chude.
— Słuchajcie no Mateuszu, mówił Michaś wsuwając wytartą dziesiątkę pomiędzy spracowane palce odźwiernego, słuchajcie Mateuszu, kto mieszka tutaj na pierwszem piętrze?
— To niby przez urazy w tych oknach, proszę wielmożnego pana, rzekł Mateusz wskazując miotłą w stronę, dokąd wyrywało się serce Michasia.
— Tak, tak, na pierwszem piętrze...
— A to z przeproszeniem pana, mieszka pan senator, tylko że zabaczyłem jak się nazywa.
— I ma dwie córki?
— A dyć ma dwie paniska zawdy wyświkowane, jak nieprzymierzając....
Ale już nie słyszał Michaś do czego gadatliwy Mateusz przymierzył śliczne sąsiadki, gdyż jednym susem wpadł do swego pokoiku, schwycił się oburącz za głowę, a padłszy jak długi na łóżko, drżącym ze wzruszenia głosem zawołał:
Strona:Klemens Junosza - Omyłka.djvu/7
Ta strona została uwierzytelniona.