skudnika bydlęciu zdejmie... uczony człowiek na wszystkie sposoby — a nawet od zimnego trzęsienia ma karteczki skuteczne...
Przed kuźnią koń przywiązany stoi, kilku chłopów do wnętrza weszło i podziwiają jak Sadłowski zręcznie kształt podkowie nadaje — jak coraz inszy młot chwyta, jak dziurki na ufnale wybija. Nie przeszkadza mu to rozmawiać o ważnych kwestyach i zadziwiać chłopów bystrością poglądów i znajomością świata.
Tymczasem do kuźni przybywa nowa osoba... jest to kobieta, z twarzą podwiązaną, spuchniętą; jęczy z bólu i oczy łzami jej zachodzą.
— Oj, wyrwijcie panie Sadłowski, wyrwijcie — molestuje z płaczem — bo mnie już bez trzy dni kręci gorzej niż świdrem. Ni mnie do jadła ni do picia, ni do roboty ni do spania... Bez całą noc się tłukłam jak Marek po piekle, a tu mi gęba spuchła jak ćwierć.
Kowal nie przerywając roboty, odrzekł:
— A jużci zara go wyrwijcie?! niby to kużdy ząb do wyrwania jest... Jeśli boli sam z siebie, to nie ma co gadać jeno wyrwać — a jak z uroku — to odczynić, a jeśliby zasie z kołtuna, to niech ręka boska broni rwać, bo by na to mówiąc pokulilo babę w siedmioro... Trza śtukę swoją znać i wiedzieć co do czego pasuje.
— Toć zajrzyjta mi w gębę i obaczta — molestuje baba — bo ja sama nieznająca, nie wiem zkąd na mnie taki ścisk przyszedł...
— Rychtyk — ja wam będę tera w zęby patrzał, a podkowa tymczasem ostygnie. Czekać aż dopasuję wprzódy... Dziwny naród — rzekł jakby do siebie — zdaje mu się, że dość jeno w zęby zarzyć, to i ju.
— A jak pan Sadłowski powiadają? — chłop spytał.
— Jak? wiadomo, że nie tak jak wam się widzi, urok można poznać po oczach, kołtun po krzyżu — a jak sam ze siebie ząb boli — to po nim będzie znać... Moje ludzie, inszego jak od uroku, to będzie bez siedm niedziel bolało, a od kołtuna to dopóki sam ząb nie wyleci. To jest śtuka z temi zębami, co to nie wiadomo zkąd się weźmie, ani gdzie się podzieje i rwać jego też trzeba wiedzieć jak i siłę w garści mieć i statek porządny do tego.
— Wiadomo, że trza statka dobrego — obcęgów.
— Ale jakich obcęgów?! Ja wam dam dziesięć wybierajcie które.
— Albo ja wiem... ja ta nie znający...
— Podług zębów się patrzy, inszemu to i dłutkiem trza wybić, jak cęgami nie ujmie, a inszemu to ledwie za dziesiątym razem wylizie...
— Aj, aj! panie Sadłowski ratujcie! ratujcie! już wam zapłacę rzetelnie, jeno mi tej bolączki choć krzynkę ujmijcie, bo mało mi co do głowy nie przystępuje, sierocie.
— Zara! zara! powiadam — ino co podkowa pierwsza... Maćkowi też w drogę się śpieszy...
— Śpieszy się bo śpieszy, ale niechby ta pan Sadłowski Wojciechowej co poradził... bo mnie Bogu dzięka zębska nie bolą — a żyd może krzynkę poczekać na furę...
— Sprawiedliwie mówią — odezwał się chłopak od miecha.
— Ty smoluchu z gębą nie wyjeżdżaj — kiej cię nikt nie pyta; ruszaj do izby po stołek, ten nizki co kiele pieca stoi — krzyknął kowal — a jaki to was ząb boli u dołu, czy u góry?..
— Aj, u dołu, u dołu, panie Sadłowski.
— To wypadnie rwać siedzący — rzekł kiwa-
Strona:Klemens Junosza - Osobliwość Brzozówki.djvu/3
Ta strona została uwierzytelniona.