a kiedy bryczka ruszała już z przed domu, pani Fichtenbaum kłaniała mu się przed okno, wołając — szczęśliwéj podróży panie Antoni, dziewięć tysięcy daję... do widzenia i pięćset..
Pan Antoni zastał w Gapiejowie liczne zebranie gości — obiad był wyśmienity, wina wytworne, towarzystwo bardzo miłe, a nadewszystko gospodyni domu czyniła mu wielki nad innemi młodymi ludźmi preferans... Był w siódmem niebie...
Nad wieczorem, przechadzano się po ogrodzie nad brzegiem sadzawki obszernéj, któréj powierzchnia od brzegów szczególniéj pokryta była zieloną rzęsą i zarosła trzciną...
Pan Antoni prowadził panią Grzmotnickę pod rękę; zdawało mu się, że lada moment znajdzie sposobność wypowiedzenia jéj wszystkich uczuć przepełniających istność jego i serce młodzieńcze. Oczekiwał tylko kiedy goście rozproszą się po cienistych alejach ogrodu i nawet ułożył już sobie w myśli patetyczną mówkę, która odrazu miała zdobyć serduszko czarującéj wdowy...
Lecz to nie było zapisanem w księdze przeznaczeń...
Na sadzawce pływało przy samym brzegu koryto, mokło ono już w wodzie może od lat kilku, a wiatr pędząc je od brzegu do brzegu przypędził przed oczy wesołéj piętnastoletniéj kuzynki panny Melanii, która klaszcząc w rączki, zawołała,
— Ciociu! ciociu pojedziemy czółnem, pan Antoni będzie nas woził...
— Ale moje dziecko, ja nie wiem, czy pan Antoni potrafi...
Duch bohaterski odezwał się w piersiach młodego człowieka.
Jeżdżę jak retman, rzekł, wychowałem się nad brzegami Wisły, téj ukochanéj matki rzek naszych.
I nie słuchając perswazyi wdowy, porwał drąg jakiś leżący na brzegu, wskoczył w koryto i odepchnął się na wodę...
Jechał szczęśliwie cztery sążnie... na piątym koryto zaczęło się chwiać, damy wydały okrzyk przerażenia i na zielonéj powierzchni za-