Strona:Klemens Junosza - Pan Grubopłaski.djvu/11

Ta strona została uwierzytelniona.

pleśniałéj sadzawki ujrzały tylko przewrócone koryto i pływający kapelusz pana Antoniego.
Sadzawka miała kilka sążni głębokości...
Widzowie téj dramatycznéj sceny wstrzymywali oddech, ktoś z mężczyzn pobiegł po ludzi...
W tem... jak olbrzymi melon z pod trawy wydobyła się na powierzchnią jasna głowa naszego bohatera, który miał pełne usta błota, pełną brodę trawy, trzciny i zielonéj pleśni.

Z rozpaczliwem wysileniem dopłynął do brzegu, lecz skoro wyszedł z wody, zamiast spółczucia, powitano go wybuchem głośnego śmiechu, który udzielił się całemu towarzystwu i brzmiał rozgłośnem echem po ogrodzie..
Pan Antoni spojrzał na siebie, zmokłe ubranie przylgnęło mu do ciała — sferoidalne kształty jego zarysowały się jak w trykotach, a broda pełna traw zielonych, całéj postaci dodawała komicznego wdzięku.
— O piekło! piekło! ryknął z rozpaczą.... i uciekł bez pożegnania...
Nie potrzebuję podawać, że suma na Gapiejewie przepisaną została na imię pani Fichtenbaum z Kałużewa...