Strona:Klemens Junosza - Pan Grubopłaski.djvu/2

Ta strona została uwierzytelniona.
PAN GRUBOPŁASKI,
PRZEZ
KLEMENSA JUNOSZĘ.



I.
Jak pani Rachela Fichtenbaum radziła sobie podczas upałów i po co pan Antoni Grubopłaski przyjechał do miasta Kałużewa.

Na grobli wiodącéj do Kałużewa, miasteczka, którego napróżno szukać będziecie na kartach geograficznych Europy, widziano pewnego lipcowego poranku bryczkę zaprzężoną w trzy wychudzone koniska — powoził izraelita z brodą barwy ognistéj — a na siedzeniu kiwał się młody człowiek w płóciennym pudermantlu i kapeluszu o szerokich skrzydłach.
Człowiek ten puścił wodze myślom i jakkolwiek wzrok jego błądził po malowniczych okolicach, po żółtem zbożu, i modrych falach Wieprza, jednak on nie widział tych zachwycających piękności, gdyż prowadził sam z sobą rozmowę jakąś cichą, w któréj od czasu do czasu wzdychał, liczył coś, to znowuż wspominał o nieboszczce ciotce, o kapitałach na lokacyi, i o wielu innych rzeczach o których zwykle myślą szczęśliwi śmiertelnicy, udający się po odbiór sukcessyi.
Nieubłagana śmierć, zabierając z tego świata tak zwane „ciepłe ciotki,“ i „starych stryjów bezdzietnych‟ wynagradza te nieodżałowane nieraz straty, wypłacając synowcom i siostrzeńcom indemnizacyę w listach zastawnych, likwidacyjnych, oraz innych papierach procentowych. Jest to ze strony śmierci bardzo pięknie, i nikt z sukcesorów źle o niéj nie mówi...
Owszem, czuje nawet pewien szacunek dla téj bogini zniszczenia, i wdzięcznym jest lekarzom i aptekarzom za to, iż za umiarkowane wynagrodzenie dopomogli pacjentce w wyjeździe do lepszego świata... Nie inaczéj zapewne sądził i pan Antoni, bohater naszego opowiadania, jadący obecnie do Kałużewa po odbiór majątku pozostałego po ukochanéj cioci Weronice zgasłéj w sześćdziesiątéj czwartéj wiośnie dziewictwa swego.