Strona:Klemens Junosza - Pan Grubopłaski.djvu/5

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dla czego, jeżeli wolno zapytać.
— Chłodzę się w kąpieli, odrzekła.., stawiają mi w Wieprzu duży fotel, na którym siadam, roztwarty parasol chłodzi mnie od słońca, ażeby zaś nie oziębiać nadto organizmu, piję przez ten czas herbatę...
Wieczorem tego dnia, pan Antoni przechadzając się nad brzegami Wieprza, ujrzał nad modrą falą wody olbrzymi czerwony parasol, a nad brzegiem pyzatą służącą, która z całéj siły rozdmuchiwała samowar.
Domyślił się, że to pani Fichtenbaum radzi sobie podczas upału i wytłumaczył sobie jednocześnie przyczynę chwilowego wezbrania rzeki.





II.
Fotografia pana Antoniego, oraz traktat o wdowach, wycieczka do Gapiejowa i historya drugiego Mazepy.

Gdybym nie był Klemensem Junoszą, chciałbym być Janem Mieczkowskim albo nawet Karolim i Puschem, przygotowałbym tylko kliszę, wycelował maszynę, krzyknął proszę się nie ruszać! i za pięć minut ujrzelibyście pana Antoniego na szkle, a za tydzień na albuminie w formacie pysznego gabinetowego portretu. Niestety, ponieważ nie jestem żadnym z tych panów, ponieważ nie posiadam maszyny innéj, prócz flaszki atramentu i garści piór stalowych, przeto w inny sposób przystąpić muszę do zdjęcia portretu tego zacnego męża...
Akurat, w téj chwili wybornie pozuje — stając przy oknie rozpatruje dowody po ś. p. cioci Weronisi pozostałe, i w głębokiem zamyśleniu oblicza, o ile śmierć téj szlachetnéj dziewicy wpłynęła na powiększenie jego dochodów...

Jest on blondyn, lecz z tych blondynów jasnych, na których pełnych policzkach, matka przyroda motki lnu posiała, jest średniego wzrostu, elegancko, z przesadą nawet ubrany, i jak na swój wiek (gdyż trzydziestki jeszcze nie dobiega), jest fenomenalnie otyły, oddycha ciężko i zazdrości pani Fichtenbaum, iż wynalazła środki przeciw działaniom zbytecznego upału. Twarz jego składa się z dwóch bladych policzków, drobnych oczu jasnoniebieskich, które ledwie widać, i które mają nieprzezwyciężoną ochotę utonąć w pucołowatéj massie oblicza, oraz z nosa, a raczéj noska opierającego się na rzadkich, jak promienie słoneczne jasnych, wąsach...
Owoż i portret, na którego skreślenie wyszło mi aż za cały grosz atramentu.
Czytając dowody po niedżałowanéj cioci Weronisi pozostałe, pan Antoni przekonał się dokumentnie. iż na dobrach Gapiejowie, będących własnością pani Melanii Grzmotnickiéj wdowy, zahypotekowaną jest sumka dziesięć tysięcy rubli; sumka czysta jak bursztyn, na pierwszym numerze po towarzystwie. Prawdopodobnie pani Melanja nie stała źle w interesach, skoro sama pani Fichtenbaum zaproponowała bohaterowi naszemu, ażeby sprzedał jéj tę należność za dziewięć tysięcy pięćset rubli...
Pan Antoni jako człowiek oszczędny, ani chciał słuchać o téj propozycyi, a przytem chciał bliżéj poznać panią Grzmotnicką, słyszał bowiem, iż jest młoda, przystojna, i że chętnie oddałaby trzy swoje najdroższe skarby, temu, ktoby je zdobyć zechciał.
Jak się szanowny czytelnik łatwo zapewne domyśli, to skarbami temi były: Gapiejewo, ręka i serce pani Melanii... Był tu więc interes