mnie, gotów jestem zadowolnić się małym procentem i...
— I czem, panie?
— I pozwoleniem, przepędzenia co lata kilku tygodni w tem roskosznem zachwycającem ustroniu...
— Zrobisz mi pan tem niewypowiedzianą przyjemność, przynajmniéj kilka tygodni na rok nie będę tak opuszczoną i samotną... lecz zrzuć pan ze siebie ten urzędowy charakter, bądź pan moim gościem i racz usiąść — panno Anielo, dodała, zwracając się do przechodzącéj przez dziedziniec fertycznéj jakiejś osóbki, kawa!
Przyniesiono malutki stoliczek, istne cacko w swoim rodzaju, a po chwili pan Antoni czuł że jest niewolnikiem zachwycającéj wdówki Rozmowa płynęła żwawo... ożywiona, o wszystkiem i o niczem, a każdy wyraz młodéj kobiety dawał panu Antoniemu dużo do myślenia...
— Byłbym szczęśliwy, mówił do siebie, gdyby to śliczne stworzenie chciało oddać mi serce...
Zamyślił się głęboko.
— Jeździsz pan konno? zapytała raptem wdówka...
— To jest — tak... dawno już nie miałem w użyciu.
— To znaczy że pan jeździsz — dobrze, obejrzemy gospodarstwo. Zadzwoniła i rzekła do wchodzącego lokaja.
— Każ mi okulbaczyć Myszkę, a dla pana niech Jan osiodła proboszcza...
— Jakto pani — więc ja mam jechać na proboszczu?
— Nie panie, tylko tak moi ludzie nazywają konia, którego przed dwoma dniami kupiłam od naszego księżulka... pozwoli pan... wyjdę się ubrać stosownie.
Za kwadransik oboje wyjeżdżali z dziedzińca, wdowa na ślicznéj klaczy myszatéj w czarnéj amazonce i kapeluszu z piórkiem, a pan Antoni kiwał się na olbrzymim i jak wół spasionym łysym kasztanie z białą nogą...
Jest to niepospolite szczęście jechać sam na sam z zachwycającą kobietą, ale aby, to szczęście w zupełności wyeksploatować, trzeba umieć jeździć — pan Antoni zaś tego nie umiał...
Kasztan poczuwszy, że nieumiejętna ręka nim kieruje, chlusnął kilka szczupaków, skutkiem