Strona:Klemens Junosza - Pan Grubopłaski.djvu/9

Ta strona została uwierzytelniona.

Słabość fizyczna przechodziła stopniowo, ale, któż ukoi cierpienie duszy, kto potrafii zlać balsam pociechy na serce cierpiące i do głębi zranione? Nikt? —
Nieprawda — pociechę tę potrafi zlać ukochana osoba — jedno jéj słowo życzliwe, jeden gest przyjazny, a zdrowie i humor wyśmienity natychmiast powraca...
Poczciwa pani Grzmotnicka, naśmiała się dowoli z przypadku pana Antoniego, ale litość zdjęła jéj serce, i przysłała człowieka aby się dowiedział o jego zdrowiu.

Pan Antoni o mało nie uściskał tego gońca, co mu tak szczęśliwą wieść przyniósł, obsypał go dziesiątkami i kazał oświadczyć, że wieczorem sam przywiezie odpowiedź..
Jakoż natychmiast posłał po konie na pocztę, ku wielkiemu zdumieniu pani Fichtenbaum, która weszła do jego pokoiku i oparłszy łokieć na stole, a brodę na łokciu, z czem jéj było bardzo do twarzy, zaczęła rozmowę mniéj więcéj téj treści.
— Proszę pana, mnie się zdaje, że pan sobie zakochał do pani Grzmotnickiéj...
— Cóż pani widzi w tem złego, droga pani Fichtenbaum?
— Nic złego, tylko widzi pan, to jakoś nie wypada, taki porządny pan jak pan to powinien sobie ożenić z panną i wziąść jeszcze za nią parę kilka tysięcy rubli — tak zaś jak pan chce, to nie interes...
— Nierozumiem pani...
— Pan chce do swojéj godnéj osoby dopłacić jeszcze dziesięć tysięcy rubli, kiedy pan może nic nie dopłacić, dostać pannę z posagiem, a ja za tę sumę co pan ma u pani Grzmotnickiéj dam panu zaraz gotówką dziewięć tysięcy pięćset rubli...

Pan Antoni ani chciał słuchać — pojechał,