swoją „posiedzialność“ jak mówili mieszczanie, w kamienicy pana Fiszla Fajn, pierwszego bogacza w mieście, członka dozoru bóźnicznego i innych korporacyj.
Powiadają starzy ludzie, że niegdyś, ale to już bardzo dawno, był tu w miasteczku ratusz, jak się należy, fundamentnie zbudowany, z wieżą, zegarem, nawet z trębaczem miejskim — ale stało się nieszczęście. Ogień zniweczył wspaniały gmach, wieża runęła, zegar zginął w płomieniach, a trębacz rozpił się ze zmartwienia i umarł.
Od czasu tej smutnej katastrofy, mniej oświeceni mieszkańcy, w letnim sezonie zwłaszcza, liczyli czas „według wygnania i przypędzania bydła“ — i dobrze im się z tem działo.
Gdy trzaskanie pastuchowego bicza rozległo się na pryncypalnej ulicy, budzili się mieszczanie rolnicy, budzili żydzi, szynkarze i kramarze otwierali swe zakłady, słowem w miasteczku ruch się zaczynał.
Na ulicach, na rynku, robiło się ludno dość i gwarno, wozy zaczynały dudnić po bruku, a jeżeli to był dzień targowy to i furki chłopskie z wszelkiego rodzaju prowiantem ciągnęły od rogatek.
O tej porze zwykle, to jest w chwili wypędzenia bydła stawał przed drzwiami swego domostwa garbaty żydek Szulim, z którym musimy zapoznać bliżej czytelnika.
Mały ten, jak wszyscy ułomni, ruchliwy, prędki o bystrych, przenikliwych oczach człowieczyna, był znany całemu miastu. Współwyznawcy wołali na niego: rebe Szulim, chłopi i mieszczanie: Szulim Garbaty, w obliczu magistratu i innych władz zwał się on Szulim Geliebter — a na szyldzie nad drzwiami mieszkania i zakładu swego miał napisane: „Szulim Angielski, starszy felczer z Londynu.“
Najbardziej mu się podobało gdy kto na niego zawołał „panie Angielski!“ W takich wypadkach rozczulony Szulim gotów był nawet wyrwać komu ząb nawpół darmo, lub po-
Strona:Klemens Junosza - Pan sędzia.djvu/15
Ta strona została uwierzytelniona.
— 7 —