Strona:Klemens Junosza - Pan sędzia.djvu/162

Ta strona została uwierzytelniona.
— 154 —

ja paniusiu, jeno zmówić ze trzy pacierze do przemienienia pańskiego, to Bóg miłosierny przemieni.
— Któż cię pożałuje biedaczko, szeptała matka klęcząc przy łóżeczku Marylki, kto cię pożałuje, moja sierotko, w cierpieniu, kto jak nie matka?..
Wojciechowa westchnęła.
— Będzie jensy taki co i pożałuje, będzie jensy zyczący....
— Kto? moja Wojciechowo.
— A dyć... choćby na to mówiący i ja... też przez serca nie jestem, jabym za temi dzieciami w ogień poszła.
— Prawda, prawda, moja kochana Wojciechowo. Bóg wam zapłać... wy jedni...
— A ten maluśki pan to nie?
„Maluśki pan“, po rozstaniu się z Wojciechową, poszedł wprost do domu. Współlokator jego sędzia usiłował wszcząć z nim rozmowę, lecz napróżno. Pan Wincenty był roztargniony, smutny, na pytania odpowiadał niechętnie, nareszcie, wymawiając się bólem głowy i potrzebą spoczynku, udał się do swego pokoju.
Sędzia, który do późnej nocy czytał gazety, słyszał że jego towarzysz nie śpi, że z piersi jego wydobywają się ciężkie westchnienia. Kilkakrotnie pukał do drzwi i zapytywał, czy pan Wincenty nie chory, czy nie potrzebuje czego, lecz nie otrzymując żadnej odpowiedzi — uważał za właściwe pozostawić dziwaka w spokoju.