Strona:Klemens Junosza - Pan sędzia.djvu/166

Ta strona została uwierzytelniona.
— 158 —

— Hm... albo ja wiem?... ja przyszedłem tutaj do pana aptykarza dowiedzieć się, czy to co ja słyszałem jest prawda, czy nieprawda?
— To wszystko coś mi powiedział zdaje się być... prawdopodobnem, co mówię zdaje się! wygląda... ma wszelkie pozory...
— A jak pan miarkuje, czy un wróci jeszcze do nas czy nie wróci? bo mnie zdaje się że nie.
— Zapewne wróci... o ile sobie przypominam, miał on tu jeszcze jeden mały interes do załatwienia, co mówię mały... bardzo ważny interes...
— Przepraszam pana, ale czy to każdy interes musi być koniecznie załatwiony? Ha? gdzie takie prawo stoi napisane? Czasem trafi się że człowiek coś zaczyna i przestanie... czasem zdarzy się że ktoś ma już, już powiedzieć zgoda! przybić targ i litkup wypić — a tymczasem zobaczy lepszy towar, albo dogodniejszą cenę... to daje pokój, pierwszy interes opuści... W handlu to się często przytrafia. Ale co to panu jest? tak pan pobladł! aj waj! niech nasze wrogi lepiej będą blade...
— To mój Szulimku jest... nic... tak, to nic... tylko od ostatniej mojej choroby, od czasu do czasu... kolnie mnie coś... Oj!
— Ja zaraz mówiłem że było za mało banków przystawione... tera doktory powiadają że bańki nie modne... tymczasem ja wiem i bez nich — że trzeba dużo...
— Masz racyę Szulimku, trzeba dużo... co mówię dużo! tysięcy potrzeba, tysięcy!
— Nu — takie porcye to mi się jeszcze nie przytrafiło postawić.
— Co ty się znasz?! co się tobie mogło kiedy przytrafić?!