Strona:Klemens Junosza - Pan sędzia.djvu/171

Ta strona została uwierzytelniona.
— 163 —

z małżeństwa figa! Teraz rozumiesz Szulimku, co to znaczy Meternich?
Szulim stuknął się palcem w czoło.
— Ha! ha! — rzekł, — teraz ja rozumiem że pan aptykarz chce swoich listów odddać w pewne ręce... Dalibóg, ja widzę co pan ma śliczną główkę! pan ma żydowską główkę! a kepełe!
— Ma się rozumieć że mam, co mówię mam! miałem od urodzenia! Nie na to przecież oszczędzałem, odejmowałem sobie od ust...obywałem się byle czem, — żebym miał oddać fundusze mego dziecka na niepewne, co mówię na niepewne! na przepadłe... na zapłatę kawalerskich długów jakiegoś tam jegomości! No powiedz sam Szulimku, czybyś ryzykował tak znaczną sumę?
— Jabym ryzykował!!
— Ty! ty?! byłbyś taki nieostrożny?
— Tak... ja wziąłbym zaraz gdzie wielgą propinacyę i za rok dwa miałbym w dubelt moich pieniądzów!
— Chyba że tak... Ja widzisz na propinacyę ryzykować nie mogę, gdyż mam aptekę; a na zięcia znów ryzykować nie chcę — ponieważ mam nos! Nos, Szulimku, porządny, co się nazywa nos!
— Ha! ha! — odezwał się Szulim, nie mogąc ukryć jednak złośliwego uśmiechu, — wiadomo że taki nos jak wielmożny Pan ma, to jest majątek, wielki majątek! tylko nie każdy może się poznać na takim interesie...
— Tak, tak, nie każdy, masz słuszność Szulimku, masz słuszność!
— Proszę pana tera świat jest gruby... same chamy, delikatności i rozumu niewiele sze zdybuje.. bez to nie mogą się ludzie poznawać na tem co jest prawdziwy smak — co sam cymes! W Anglii jest całkiem insze procedure! tam lada woziwoda to ma więcej adukacyi i delikatności niż tu-