Strona:Klemens Junosza - Pan sędzia.djvu/172

Ta strona została uwierzytelniona.
— 164 —

taj urzędnik co ma tysiąc dwieście złotych pensyi! Tam są ludzie! Niech mi wielmożny pan wierzy że tam co człowiek — to osoba! A tu? co tu? co tu jest? każdy chciałby tylko zapchać sobie gębę, kieszeń sobie napchać. Całkiem gruby naród, same chamy! Nawet, nie równając, nasze tutejsze żydki też nie takie jak w Anglii. Tam sobie każdy chodzi ubrany jak hrabia — a u nas jak łapserdak! Delikatny człowiek nie może wytrzymać między takie prostaków i grubianów! Pfe! dalibóg pfe! i między państwem lepiej nie jest. Co chciał naprzykład taki doktór? czy jego tu buło źle, czy nie miał chleba i wszystkiego po sam nos? Czy un potrzebował ztąd uciekać?
— Powiedziałem ci już Szulimku pod sekretem, że to moja sprawka, to ja urządziłem ten interes, żeby się go pozbyć. Tylko zatrzymaj to proszę przy sobie, albowiem byłoby mi bardzo przykro, żeby z tego powodu rozniosły się jakie plotki po mieście. Pantoflowa poczta dochodzi do najdalszych okolic, mogłoby się donieść do niego i....
— I coby mu się stało?
— Zachorowałby ze zmartwienia, co mówię zachorował! dostałby apopleksyi — no — i miła rzecz mieć czyjąś duszę na sumieniu!
— Niech nasze wrogi dostaną apochlepsye, — rzekł spluwając Szulim.
— No proszę cię, mój kochany — powiedziałem ci wszystko, może nawet więcej niż chciałem! co mówię chciałem! więcej niż mogłem — bądź że dyskretny, pamiętaj.
— Oj, oj... czy to ja nie znam szwiata, czy nie bułem w Londynie? — rzekł obojętnie Szulim, — u nas stoi że nie trzeba otworzyć gębę do wiatru... ja jej nie otworzę, może wielmożny pan być pewny... Kłaniam panu aptykarzowi — a lokajowi od hrabiny każę, żeby albo doktora Zabłockiego zabrał, albo próżną furmanką sobie do domu wracał.