biedkę na dwóch kołach i ciężką dereszowatą szkapę... kto go zdaleka dostrzegł zaraz poznawał kto jedzie. Chłopskie dzieci po wsiach, bachury i małe łyczki w miasteczkach, wszyscy słowem, wszyscy od dużego do małego, wiedzieli kto jest pan Sałacki.
Nieraz w czasie swych urzędowych podróży, zatrzymany przez chłopa jakiego przed karczmą, z wysokości swej biedki, niby profesor z katedry, kwestye prawne wyjaśniał, mir u ludzi miał, poważanie, znaczenie... a dziś!... Tyle lat szedł ciągle jedną, utartą drożyną, wąziutką ale wygodną, czasem się o kamyk drobnych przeciwności losu potknął, czasem o krzak przydrożny zawadził, ale przecież szedł raźno, krokiem pewnym, nawet przyśpiewywał sobie w tej wędrówce. Naraz ścieżka się kończy, jakby ją nożem kto uciął... urywa się, niema jej... niema nic, tylko jakaś przepaść czarna, tajemnicza, groźna, otwiera się przed jego stopami... Biedny Sałacki! On miał swój drobny, malutki światek, po którym jeździł starą dereszowatą szkapą, jeździł od tylu lat i sądził że do śmierci nic się nie zmieni; tymczasem nagle ów świat uciekł, zniknął, wysunął mu się z pod stóp i on, on Sałacki, on nominowany i przysięgły — został jak Twardowski zawieszony w powietrzu... Szeroka jego pierś porusza się szybko, w gardle coś dusi i dławi, w oczach się robi czerwono; ogarnia go dziecinna prawie trwoga i przestrach, bo mu... świat uciekł... świat uciekł! Wszystko skończone dla niego... Skończone wędrówki po świecie — teraz jak grzyb nieruchomy siedzieć będzie bezmyślnie... gdzie przy stodole wiejskiej, albo śpichrzu. Jego biedka, jego dereszowata szkapa, która tyle lat mu służyła, pójdzie między żydów... wozić gęsi i baryłki z wódką. Wzdycha Sałacki, bo mu ciężko, gorzko na sercu, bo mu żal tego świata, który przed nim bezpowrotnie już uciekł...
Stał on jak oszołomiony, jakby uderzony ubuchem Dla
Strona:Klemens Junosza - Pan sędzia.djvu/187
Ta strona została uwierzytelniona.
— 179 —