interesowanej i dla nas, co mówię dla nas! dla świata nawet, wszystko jedno...
— To jest, jakto? dlaczego wszystko jedno? — zapytał zmięszany nieco burmistrz.
— Tak: wszystko jedno, gdyż będziesz mówił z serca... o czem jestem przekonany głęboko, co mówię głęboko! najgłębiej...
— Któż wątpi? — zapytał major.
— Panowie, — rzekł burmistrz, — to przekonanie wasze jest dla mnie najwyższą nagrodą i właściwie, usłyszawszy je, mógłbym już nie odczytywać mego przemówienia....
— Dlaczego? dlaczego kochany prezydencie? — rzekł doktór, — przecież to jedyna pamiątka, jaką możemy dać naszym przyjaciołom...
— Słusznie, słusznie, — odezwał się regent, — doktór ma najzupełniejszą racyę.
— No, mężu, — rzekła sentymentalnie prezydentowa, — nie zrzekaj się głosu... jako gospodarz miasta masz obowiązek...
Burmistrz odkrząknął, rozwinął szary papier i włożywszy okulary na nos, czytać zaczął:
— Panowie!...
Wszyscy słuchali z natężoną uwagą. Prezydent zmięszał się trochę... przybliżył papier do oka... przypatrywał mu się bacznie... wreszcie zaczął:
„Idąc za postępem czasu i pragnąc dorównać innym pod względem wszelkich ulepszeń, jakie już gdzieingdziej uczyniono, niechcąc być prostakami i nieokrzesanymi — postanowiliśmy wybudować nową mikwę...
Aptekarz wybuchnął śmiechem.
— Nową mikwę! — zawołał, — jak honor kocham to paradne, co mówię paradne — to kolosalne! Na cóż nam mikwa, panie prezydencie?
Strona:Klemens Junosza - Pan sędzia.djvu/199
Ta strona została uwierzytelniona.
— 191 —