Strona:Klemens Junosza - Pan sędzia.djvu/203

Ta strona została uwierzytelniona.
— 195 —

konał, ale po co? Jedną córkę zamąż wydałem — druga opuściła mnie... poszła w świat...
— Wierz mi kochany panie Szwarc, — rzekł sędzia, — że panna Kornelia zrobiła dobrze. Właśnie wczoraj otrzymałem list od córek; donoszą mi że wygląda lepiej, że odzyskała siły i że ma daleko lepszy humor niż w początku...
— Tak jest, tak; kubek w kubek to samo pisze o sobie Kornelcia — daj Boże, ale w mojej głowie to się nie mieci... bo proszę mi powiedzieć cóż to za los, jakie szczęście!?
— Szanowny panie Szwarc, — rzekł sędzia, — wszyscy rodzice pragną dla swych dzieci szczęścia, ale też prawie wszyscy fatalnie błądzą...
— Jakto? panie, dla czego mają błądzić?
— Dla tego, że chcą dzieciom dać to, co sami uważają za szczęście, nie zważając że dzieci mogą mieć zupełnie inne o szczęściu pojęcie...
— Pomimo najszczerszej chęci, nie mogę tego zrozumieć...
— Zaraz się wytłómaczę. Tem głównie szanowny panie grzeszymy, że nie bierzemy w rachubę czasu, który przecież ciągle ucieka. Kochamy nasze dzieci, ale pomimo że one dorosły już, stały się ludźmi, my traktujemy je wciąż jak dzieci. Chcemy prowadzić je ciągle na pasku, narzucać im naszą wolę, nasze pragnienia. Gwałtem chcemy im dać przez nas samych obmyślany program życia, zapominając o tem że te, dzieci jak my je nazywamy, a w rzeczywistości ci ludzie, mają swoje własne poglądy na życie, swoje własne dążenia i pragnienia. Ztąd-to wyradzają się nader szkodliwe w skutkach nieporozumienia rodzinne, przykrości, a czasem i nieszczęścia... Czy zrozumiałeś mnie teraz panie Szwarc? czy możesz mi dowieść że się mylę?
— To jest... ja powiadam, co mówię powiadam! twierdzę, że każdy ojciec radby, żeby jego dziecku było dobrze,