przechnął przez szkoły, dostanie się zaraz do biura — a córki uczyliśmy brzdąkać na fortepianie, mówić po francuzku i... na tem koniec. A jednak, panie Szwarc, myśmy to robili dla ich szczęścia. Ten wyraz nie schodził z naszych ust... ciągle nam stał na myśli. Nieprawdaż, panie?
— To jest, widzi pan... jakby to się wyrazić... niby to racya i niby nie. Co do synów może tak... ale co do córek nie! Nie nauczyć panny grać na fortepianie... to, że się tak wyrażę, zamknąć jej karyerę... co mówię zamknąć! zamurować!
— Przesadzasz pan!
— Ale — ba! Kto dziś weźmie pannę nieumiejącą grać! co mówię kto weźmie!? kto spojrzy na nią!?
— Każdy rozsądny człowiek.
— Gdzie ich szukać?.. gdzie szukać! Czasy szkaradne, co mówię szkaradne! psie czasy! wymagania ogromne... Lada chłystek, co mówię chłystek! lada obieżyświat, świszczypałka, co mówię świszczypałka! obibok! chciałby żony pięknej jak obrazek, wykształconoj i bogatej... Dawniej kandydatów na zięciów była moc, zatrzęsienie! — a dziś, wierz mi panie sędzio, że na lekarstwo nawet jakiego takiego kawalera nie znajdzie. Dziś polować trzeba na nich, polować z gończemi, co mówię z gończemi! z naganką! z obławą... Psie czasy, panie sędzio, psie czasy! jak honor kocham...
— To też trzeba tak córki chować, żeby mogły sobie same radzić na świecie; niekoniecznie oglądać się na to że zamąż wyjdą.
Aptekarz ręką machnął niechętnie.
— At, zachciałeś pan! Córka bez zięcia, to niby coś i niby nic — to jak, że się w ten sposób wyrażę, lekarstwo bez sygnaturki, co mówię bez sygnaturki! po prostu niewiadomo co to jest i do czego służy...
Strona:Klemens Junosza - Pan sędzia.djvu/206
Ta strona została uwierzytelniona.
— 198 —