— To mnie dziwi, taki sprytny człowiek, jak ty, mój Szulimku, powinien mieć lepszą pamięć.
— At! proszę pana doktora, niby to w Londynie to każdy po angielsku ma gadać?
— Po jakiemuż więc?
— Ja tam gadałem sobie jak w domu — po żydowsku! Co pan doktór chce, za tę trochę sukcesyi, co mi ukradli, miałem sobie, broń Boże, gębę popsuć.
Rzekłszy to, Szulim zaczął z wielką energią ostrzyć brzytwę na pasku.
— Cóż mi powiesz nowego? co słychać w mieście? — spytał doktór.
— Aj, wielmożny panie konsyliarzu, dobrego to nic nie słychać. Powiadają nasze żydki, że... nie wiem czy oni prawdę powiadają, ale tak słyszałem — że za tydzień ma się tu do nas sprowadzić nowy doktór.
— Ho! ho!... a niewiesz ty Szulimku, co on będzie tu jadł?
— Nie wiem jakie on w swojej głowie pomyślenie ma, ale mnie się widzi, co cała ta bieda wylazła z apteki.
— Intrygant! — szepnął przez zęby konsyliarz, — nienasycony! Mało mu recept zapisuję?! Chyba chce żeby epidemia spadła na miasto.
— Aj, aj, panie doktorze! To nawet grzech pomyśleć co się takiemu aptekarzowi może zachciewać!!
— Jakto grzech?
— No tak proszę pana konsyliarza... Aptekarze, to całkiem paskudny naród! Jak mają co dać to rachują na uncye, na drachme, na grany — a brać to chcieliby zaraz na centnary! Mam ja już dosyć z naszym panem aptekarzem! un mi całkiem praktykę chce popsuć.
— Ciekawym bardzo w jaki sposób?
— Aj, aj, on ma na wszystko sposób — zwyczajnie jak
Strona:Klemens Junosza - Pan sędzia.djvu/21
Ta strona została uwierzytelniona.
— 13 —