Strona:Klemens Junosza - Pan sędzia.djvu/228

Ta strona została uwierzytelniona.
— 220 —

młodzi macie przynajmniej przyszłość przed sobą — my już tylko wspomnienie... nic więcej.
— Tak pan smutnie mówi, — rzekła Anielcia, — lepiej powiedz nam pan co o dawnych znajomych... Gdzie się obraca ów młody doktorek, który nam loteryę fantową i rozmaite zabawy urządzał?
— Ten doktorek, co mówię! ten, jakby się delikatnie wyrazić... figlarz?!
— Tak; on był bardzo wesołego usposobienia.
— Jest, jest, nie zginął. Mieszka gdzieś pod Radomiem, ożenił się, ale niefortunnie, co mówię niefortunnie! głupio się ożenił; z wdową, nawet zamożną dosyć, ale jejmość mądra, powiada: co twoje to moje a co moje to także moje! Wzięła go w kluby, energicznie, co mówię energicznie! w żelazne łapy go wzięła! Właśnie niedawno Szulim mi opowiadał, a on od tamtejszych żydów wie, że pan doktór tak skacze jak pani doktorowa zagra. On by chętnie wrócił tutaj, i chętnie by się pozbył swojej energicznej magnifiki, ale już klamka zapadła! co mówię zapadła... już mu nawet piżmo nie pomoże.
— Dobrze mu tak, — rzekła Zosia.
— A ma się rozumieć że dobrze, co mówię dobrze! doskonale! niech całe życie popamięta!..
— Ale panna Kornelia, o ile wiemy, dawno już o nim zapomniała.
— Spodziewam się; gdy tu była przed rokiem, właśnie przed założeniem swej pracowni, nie mówiła o nim ani razu, co mówię ani razu! ani pół razu nawet! Przyjechała, chciałem się nią nacieszyć, ale gdzież tam! zaledwie tydzień była w domu. O! ja mam państwu dużo do zawdzięczenia! co mówię dużo... bardzo wiele. Nie poznałem Kornelci... jakie zdrowie, jaka energia! Pojechałem z nią do guber-