Strona:Klemens Junosza - Pan sędzia.djvu/229

Ta strona została uwierzytelniona.
— 221 —

nialnego miasta, nająłem mieszkanie i urządziliśmy elegancki magazyn obuwia damskiego.
— Nie wątpię, że idzie doskonale? — odezwała się Zosia.
— Co to idzie?! droga panno Zofio, co to idzie!? leci, pędzi!.. Najpierwsze damy w mieście protegują moją Kornelcię, bo też trzeba wiedzieć jak ona elegancko robi. To nie są buciki, jak honor kocham... ale cacka! Bogu dzięki, dziewczyna ma kawałek chleba do śmierci; nie potrzebuje oglądać się na jakichś tam, panie dobrodzieju, fidrygansów! Sama sobie jest pani, ma niezależność, co mówię niezależność! zupełną swobodę ma... i może przebierać, dalibóg może...
— Widzisz pan, — rzekł sędzia, — że zmieniłeś zdanie... przypomnij sobie, przed kilkoma laty... w parku.
— Czy tu, czy w parku, czy na środku rynku nawet, zawsze mówiłem, mówię i mówić będę, że powinniśmy wychowywać dziewczęta praktycznie, uczyć je samodzielności, wyrabiać w nich energię. Takie przekonanie miałem od dawna, co mówię od dawna! od młodości! od dzieciństwa prawie... Trzymając się ściśle tak pięknych zasad, co mówię ściśle! niewzruszenie! pokierowałem losem mojej ukochanej Kornelci i zdaje mi się że pokierowałem dobrze. Cieszy mnie to mocno że i pan sędzia dobrodziej wszedł w moje ślady... bardzo mnie cieszy, co mówię cieszy! w siódmem niebie jestem!
Sędzia uśmiechnął się.
— Tak, tak, — rzekł, — przyszliśmy do jednakich przekonań i do rezultatów dobrych. Kochany panie Szwarc, mam nadzieję że za dwa miesiące przyjedziesz do nas, do Warszawy... bo i państwo Komorowscy także będą... przyjedziesz pan?
— To jest niby...