Strona:Klemens Junosza - Pan sędzia.djvu/23

Ta strona została uwierzytelniona.
— 15 —

karz miał racyę... ta pani Lejbkowa naprawdę sprzedawała różne rzeczy.
— Co z tego? Sprzedawała! wielgie rzeczy... ja wiem że ona sprzedawała — ale co miała z tego? Całe parade tylko jeden ambaras! Pan konsyliarz myśli że u nas może być jaki handel? W Londynie to całkiem co innego! Tam każdy sprzedaje co mu się podoba; może nawet trzymać w sklepie armatę i pikę i jeszcze gorszy interes niż wronie oko. Co to komu przeszkadza? Jak się kto chce zastrzelić albo otruć, na co mu bronić? Niech on się truje!
— A — tak nie można.
— To, widzi pan kosyliarz ja powiadam dla przykładu, że u nas to wszystko inaczej niż na świecie. Coby mnie pan konsyliarz powiedział żebym ja chłopu postawił, dajmy na to, sto ciętych baniek na plecy, albo puścił tyle krwi ileby on sam chciał?
— Miałbyś się zpyszna! z urzędu bym cię ścigał.
— Ja wiem o tem, i nie robię takich interesów — ale tylko pytam dla czego? Skoro chłop chce postawić sto baniek na plecy, co komu do tego? Postawić mu! Przecież to za pozwoleniem ani pana konsyliarza plecy, ani z przeproszeniem rządowe plecy... tylko chłopskie plecy... Dla czego jemu nie wolno robić ze swemi własnemi plecami co on chce?
Doktór, ogolony już, poprawił na nosie okulary, odchrząknął i zabierał się do wytłómaczenia Szulimowi ważności przyczyn, dla których plecy obywatela otoczone są troskliwą opieką państwa, gdy wbiegła do gabinetu małżonka pana konsyliarza — i nie dając nikomu przyjść do słowa zasypała Szulima gradem różnorodnych zapytań i poleceń.
— Dzień dobry mężu! jak się masz Szulimku! spodziewam się że przepędziłeś noc spokojnie, bez kaszlu?