Strona:Klemens Junosza - Pan sędzia.djvu/24

Ta strona została uwierzytelniona.
— 16 —

— Dziękuję pani konsyliarzowej, — rzekł z ukłonem Szulim. — Bogu dziękować co nie mam kaszel...
— Głupi jesteś... cóż to mnie obchodzi? Pytałam się męża... podobno dziś są bardzo ładne ryby na targn?
— Nie wiem duszko...
— Szulim! cóż stoisz jak kołek! Są ryby czy nie? bo jak są, w tej chwili posyłam na targ... dowiesz się czy pani burmistrzowa kupiła i po czemu płaciła? bo ja nie myślę drożej... każdy pan za swoje trzy grosze... Może sobie mieć burmistrz tańsze mięso, to jego przywilej — ale ryby należą do całego świata! Proszę cię także daj mi znać jak będzie drzewo... mogą tu wprost zajechać, notabene jeżeli nie drogie. Ale co tu mówić... Ręczę że co było to już aptekarzowa wykupiła.
— Aj, aj, — wtrącił potakując Szulim.
— A co? nie mówiłam? ta kobieta chyba o północy wstaje i biegnie za rogatki czatować, jak przekupka... Jednak mają ludzie przywiązanie do grosza... Szczególne, jak dzieci kocham, szczególne!.. Widziałeś ją za rogatkami Szulimku, założyłabym się żeś ją tam widział... Zabawne, jak dzieci kocham, zabawne! Powiedzże gdzieś ją widział?
— Mnie sze zdaje, proszę pani konsyliarzowej, co pani aptykarka z córeczką szła sobie chyba do kościoła... w tamtą stronę szły.
— Komedya dalibóg!.. Tym paniom się zdaje że oszukają Pana Boga! Coś w tem musi być! Bardzo były postrojone? co? gadaj.
— Bardzo... nawet bardzo postrojone, — rzekł Szulim.
— Pewnie w granatowych sukniach?
— Nie pamiętam, ale wyglądały jak grafinie; miały spódniców do same ziemie, jak zwyczajnie, nawet trochę opadnięte bo się ciągnęły po bruku... mieli wielgie czepki ze wstążkami...